Komentarze: 4
W ubiegłym tygodniu w piatek byłam w szpitalu w Nowej Soli u mojej babci, jest w ciezkim stanie, jak ja tam byłam ona właśnie była po operacji guza mózgu. Gdyby to był przypadek, ze ona akurat musi byc na to chora to nie byłoby az tak ciezko, ale to nie jest przypadek, tylko ktoś tu zawinił ... Nigdy nie byłam blisko z ta babcia, nigdy nie byłam z nia zzyta, po pierwsze dlatego, ze mieszka ona troche daleko ode mnie a po drugie ... to długa historia całej parodii mojej rodziny ... jest tak poplatana i zamieszana, ze czasem ja sie w tym wszystkim gubie.
Gdy dojechalismy tam lekarz czekał z wiescia, po której wszyscy doznali szoku...nikt sie tego nie spodziewał...niestety z tego wzgledu, ze babcia była swiezo po operacji i lezała jeszcze w pomieszczeniu, gdzie odwiedziony w rachube nie wchodza pojechalismy do ciotki Danki, tej natomiast nie było w swojej rezydencji, nastepnie posiedzieliśmy u Sylwii, po czym pojechalismy do ciotki Beatki (najgorsza jedza w rodzinie, ahh "co to nie ja" ) a u niej była ciotka Marysia z Piotrkiem, nie widziałam ich od roku czasu a stamtad do szpitala. Jezuu szok jak to zobaczyłam, lekarz przed odwiedzinami dawał nadzieje, ale jak na to co ja widziałam to nie było ciekawie. W poniedziałek ojciec gadał z ciotka przez telefon a ta z kolei powiedziała, ze stan sie nie poprawił wcale, a wtedy to juz w ogóle załamka, bo obok babci lezał koles który po operacji na 2 dzien juz siedział i było wszystko wporzadku, a babcia 3 dni po dalej nic nie jarzy i lezy bez kontaktu... we wtorek Paulina z Ania i z tata pojechały ponownie do szpitala i mówiły ze jest poprawa ehhh..babcia juz kontaktuje i poznaje :) wiec jest jakas zawsze nadzieja...na lepsze jutro...
Z pewnoscia zastanawiacie sie co oznacza temat skoro wg was wcale on nie pasuje do tresci notki, ale nie czepiajcie sie tego, bo on znaczy cos i jest tylko i wyłacznie dla mnie...