Jest taki list, pognieciony gdzieś między książkami.. przez przypadek się na niego natknęłam, porządkując swój pokój... sama go napisałam jakieś trzy - może cztery miesiące temu, nieważne zresztą. Wszystko płynęło w nim prosto z serca.. z samego środka tego co czuję.. 'zaadresowany' do wyjątkowej osoby. Wtedy właśnie byłam w największym kryzysie, w największym dołku jaki przeżyłam, pisałam, żeby sobie ulżyć.. żeby w końcu wyrzucić z siebie cały żal i smutek... pisanie mi pomaga, a jednak ! głupie myśli, które ulatują gdzieś tam. Często, będąc sama w domu za dużo myślę, za dużo i zbyt poważnie.. zagłębiam się niejednokrotnie w czymś o czym raczej w normalnej sytuacji nigdy bym nie pomyślała.. ściskam w obu rękach kubek z ulubioną herbatą, przykładam go do ust, a 'one' same lecą... brak wszystkiego, co kiedyś nazywałam pięknym.. to nie świat się zmienia to ludzie wciąż siebie i ten świat zmieniają...raniąc przy tym innych..
"Już nie rozumiem nic
Już nic nie kumam
Już nie umiem żyć, nie umiem być
Już nie umiem czuwać
Już nie umiem nic
Wiesz…”
Pezet / Noon - dziś