Komentarze: 6
W niedzielę chodziłam skołowana w chuj delikatnie mówiąc, a jeszcze ojciec sobie wymyślił, że zawiezie nas (mnie, Pauline, Magde i Anie) nad zalew i przyjedzie po nas pod wieczór, bo musimy się opalać, skoro na basen nie chodzimy :/, a pogoda ostatnio jest zajebista :) Trochę się opaliłam, ale to i tak licho … nie to co w tamtym roku ;((( byłam dosłownie czarna … a teraz … :/ no, ale cóż … Po powrocie pojechałyśmy jeszcze na grila na działkę, a gdy mama powiedziała, że Łukasz z Gdańska przyjechał od razu byłyśmy w domu. Następnie on wyszedł do znajomków, a my na amfi i spotkałyśmy tam Gibona i Młodego. Magda w jednej sprawie musiała iść na bok pogadać z Racą i wyszło, że na boku stali około godziny, ale i tak z Gibonem polewka była…jak zawsze :) a nawet na komplementy mu się zebrało :) przynajmniej nudno nie było :). Przed 22 się musieliśmy rozstać i zaszłyśmy do Magdy i wyszło tak, że jej tato rozłożył namiot specjalnie dla nas i musiałyśmy spać u niej. Jej mama zawiozła nas na chate, wzięłam co było potrzebne i pod namiocik :) … hmmm w sumie to byłam tak zmordowana, że nie miałam siły nawet gadać i szybko zasnęłam…
Ah zapomniałam dodać, że moje buciki przyszły już w sobotę i są jeszcze ładniejsze niż te z ekranu hehe, także polecam wszystkim zakupy na necie, nie trzeba nigdzie tyłka ruszać, nie wychodząc z domku ma się to czego się chce mieć, a nawet i jeszcze lepsze niż to na co oczekiwaliśmy.