Komentarze: 12
Godzina 22 - wracałam do domu. Dzwony biły jak oszalałe, na ulicach pustki. Gdzieś już od 2h miałam złe przeczucie. Paulina mnie uspokajała: „To tylko pełna godzina i dlatego dzwonią”. 22:06 dalej dzwonią. „Ejj coś jest nie tak”. Dochodzimy do bloku, w oknach sąsiadów płoną świeczki. Momentalnie zrobiłam się blada, wbiegałam po schodach, ile sił w nogach, myśląc tylko „Oby nie to”. Wystarczy, że zobaczyłam jak rodzice oglądają telewizje, a na dole ekranu pasek z napisem: „Ojciec Święty Jan Paweł II nie żyje”. Zapaliłam świeczkę w pokoju. Pomodliłam się. W nocy spać nie mogłam. Rano wstałam. Pierwszy raz od dłuższego czasu postanowiłam pójść do Kościoła. Nie mogłam słuchać tych wszystkich pieśni.. łzy leciały.. i pierwszy raz od dłuższego czasu wczułam się tak naprawdę w mszę i modlitwę.. Cały świat Go kocha. Wierzę, że tam, gdzieś na górze jest szczęśliwy. To On pokazywał nam, jak mamy żyć. Jest doskonałym przykładem na podejście do śmierci : "Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć"; "Jestem zadowolony, wy też bądźcie..."; "To, co pragnę osiągnąć, to do czego dążę ze wszystkich sił, to zobaczyć Boga twarzą w twarz. Dla tego celu żyję, działam, istnieję". Obcy człowiek, a tak bliski. Byłam przyzwyczajona do tego, że On zawsze był. Od mojego urodzenia, przez całe życie. I nie pogodzę się z myślą, że ktoś mógłby Go zastąpić, nie zaakceptuję tego. Nigdy nie wierzyłam w instytucję Kościoła, ale wierzyłam w Niego. Swoja postawą pokazywał nam piękno człowieka. Na zawsze zostanie w mej pamięci. I będę opowiadać o Nim swoim dzieciom, tak jak opowiadałam parę miesięcy temu na niemieckim o „Moim autorytecie”... [*][*][*]